„Romeo! Czemuż Ty jesteś Romeo?” Jeżeli chcecie rzucić okiem na balkon, w którym bohaterka dramatu Szekspira „Romeo i Julia” zadała to pytanie, czas udać się do Werony.
Wprawdzie Szekspir nigdy nie był w Weronie, ale nie popełniajcie jego błędu. Tym bardziej, że z Poznania mamy bezpośrednie loty do miasta zakochanych (linie Wizzair, raz w tygodniu, w soboty).
Werona to idealny cel wypadu i znacznie więcej niż miasto Romea i Julii. To jedno z najpiękniejszych włoskich miast. Jego starówka wpisana jest na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Ponadto Werona jest mniej zatłoczona i tańsza, niż leżąca w tym samym regionie Włoch (Wenecja Euganejska) Wenecja, którą wybiera większość turystów.
W Weronie spędziłam dwa pełne dni. To wystarczająca ilość czasu, żeby poznać miasto i poczuć jego atmosferę, ale we mnie pozostał pewien niedosyt. Weronę odwiedziłam wiosną i nie mogłam posłuchać opery pod gwiazdami w słynnym amfiteatrze Arena di Werona, doskonale zachowanej rzymskiej budowli z 30 r. Dzisiaj w tym miejscu o względy publiczności zabiegają nie gladiatorzy, lecz artyści operowi. Sezon operowy zaczyna się tutaj w czerwcu. Słuchanie arii podczas upalnej nocy, pod gołym niebem musi być niezapomnianym przeżyciem!
Weronę najlepiej poznawać niespiesznie, w duchu włoskiego dolce vita.
Moją przygodę w Weronie zaczęłam od typowego, miejscowego śniadania w pensjonacie B&B Bravo 18, w którym się zatrzymałam. Cornetti (rogaliki) i cappuccino. Pamiętajcie, że we Włoszech zamawianie cappuccino w innych porach niż śniadanie (do godziny 11), może się spotkać z lekceważeniem i rozbawieniem kelnera. W ciągu dnia Włosi raczą się wyłącznie espresso. Un caffe (mała czarna) najlepiej zamówić przy barze, tak jak to robią mieszkańcy. Ta zamówiona do stolika będzie droższa.
Po śniadaniu spacerem udałam się na Piazza Brà (w miejscowym dialekcie Łąka). Ten największy i najbardziej reprezentacyjny plac w mieście leży nieco z boku ścisłego, historycznego centrum miasta, dlatego to dobry punkt, aby właśnie stąd rozpocząć zwiedzanie Werony. To właśnie tutaj znajduję się słynna Arena, rzymski amfiteatr, który ma prawie 2000 lat! Na teren amfiteatru można i warto wejść (obowiązują bilety wstępu). Wiekowy symbol miasta zrobił na mnie ogromne wrażenie. Przed oczyma stanęły mi sceny z filmów Gladiator i Quo vadis
Piazza Brà podobnie jak każdy plac we Włoszech otoczony jest licznymi kawiarnianymi ogródkami. To miejsce spotkań, spacerów i odpoczynku. Niewielka część placu jest zacieniona przez sosnowe i cedrowe drzewa. I to właśnie na ławce, pod drzewem spędziłam przyjemne chwile obserwując otaczające budynki, miejscowych i turystów.
Od placu odchodzi Via Mazzini, główny deptak Werony. Przy tej ulicy mieszczą się najdroższe butiki, markowe sklepy, bary i lodziarnie. Te ostatnie lepiej omijać, wyglądają pięknie, ale lody są w nich przeciętne. Dla mnie ulica była zbyt tłoczna i męcząca, ale spacerując Via Mazzini po kilku minutach doszłam do Via Cappello 23. To tutaj stoi Casa di Giulietta, czyli słynny Dom Julii, który tak naprawdę nigdy domem Julii nie był. Turyści się tym jednak nie przejmują i tłoczą się na dziedzińcu domu, w którym miała mieszkać główna bohaterka szekspirowskiego dramatu „Romeo i Julia”.
Każdy chce mieć zdjęcie przy posągu Julii, najlepiej trzymając ją za prawą pierś, co rzekomo przynosi szczęście w miłości. Inni – za opłatą – wchodzą do wnętrza Domu Julii, aby zrobić sobie zdjęcie na balkonie, pod którym miał stać zakochany Romeo. W tej atmosferze pryska cały romantyzm i darowałam sobie tę atrakcję. Chociaż… na moment rozczulił mnie widok dwóch nastolatek, które z wypiekami na twarzy pisały listy, powierzając Julii swoje sercowe rozterki.
Dużo ciekawszym miejscem wydał mi się Klub Julii. Żeby dotrzeć pod niepozorne drzwi przy ulicy Vicolo Santa Cecilia 9, trzeba pokonać plątaninę uliczek. Na wprost przeszklonego wejścia stoi drewniany stół, na którym leżą listy do Julii. Przy tym stole od lat spotykają się sekretarki Julii, wolontariuszki, które odpowiadają na listy z całego świata. Ich nadawcy szukają rady i pociechy w miłosnych zawirowaniach. Żaden list nie pozostaje bez odpowiedzi, obojętnie w jakim języku został napisany. Jeżeli chcecie poznać magię tego miejsca jeszcze przed wyjazdem, warto obejrzeć film Listy do Julii, który kręcony był głownie w Weronie.
Po takiej porcji romantycznych uniesień, przyszedł czas na ucztę dla ciała. Właścicielka pensjonatu poleciła mi kilka restauracji (przestrzegając jednocześnie, żeby nie zamawiać jedzenia bezpośrednio przy dwóch głównych placach miasta Piazza Brà i Piazza delle Erbe). W kawiarnianych ogródkach tych ostatnich najlepiej zamówić aperitivo i cieszyć wzrok otaczającą architekturą.
Żeby zjeść dobrze i w miarę tanio należy poszukać w małych uliczkach starego miasta. Niewielkie restauracje i bary są rozrzucone dookoła — spróbujcie je namierzyć w porze obiadu, kiedy ruchliwe tłumy mieszkańców wskażą, gdzie znaleźć najlepsze miejsce.
Ja zgodnie z poleceniem, trafiłam do trattorii Le Vecette (w dialekcie lokalnym oznacza to Dwie Starsze Panie). Klimatyczne miejsce serwujące dania kuchni werońskiej i wspaniałe regionalne wina. W Weronie to nie pasta, ale ryż i risotto grają pierwsze skrzypce. Uprawiana odmiana w okolicach Werony — Vialone Nano, to jedna z najlepszych odmian ryżu chroniona znakiem IGP (chronione oznaczenie geograficzne). Zamówiłam risotto all’Amarone, które ma w sobie aromat najpotężniejszego wina regionu Amarone della Valpolicella. Risotto było jasnopurpurowe i miało niebiański smak. Jeżeli chodzi o dania mięsne…w Weronie króluje konina, a za przysmak uchodzą nervetti (nerwy cielęce). To jednak nie na moje nerwy. Zwłaszcza, jak się posłucha historii, dlaczego mięso koni jest tutaj popularne (dawno, dawno temu walka i pozwolenie władcy na zjadanie koni z pól bitewnych). Nie proście o szczegóły. Zawsze można wybrać ryby, które łowione są w pobliskim jeziorze Garda.
Na popołudniową sjestę na łonie natury udałam się do ogrodu Giardino Giusti. To jedno z sekretnych miejsc Werony, o którym turyści zwykle nie wiedzą. Wspaniałe renesansowe ogrody schowane są za ciągnącymi się wzdłuż ruchliwej ulicy kamienicami. Dlatego bardzo łatwo przejść obok nawet ich nie zauważając. Prawdziwa oaza w tętniącym życiem mieście, miejsce pełne ciszy, spokoju, a jednocześnie znajdujące się stosunkowo blisko głównych atrakcji miasta. Giardino Giusti mają trzy poziomy – z najwyższego podziwiać można panoramę Werony. Spacer po ogrodach to podróż w czasie – posągi ustawione są wśród wysokich cyprysów, gdzieniegdzie znajdują się marmurowe pamiątki z minionych wieków, jest też fontanna i baseny z liliami wodnymi. W przeszłości po ogrodzie przechadzali się Mozart, Goethe, cesarzowie, królowie i car Rosji – Aleksander.
Na wieczorny spacer udałam się nad rzekę Adygę, która otacza stare miasto z trzech stron. Panoramiczne wybrzeże Adygi jest chyba najładniejszą częścią Werony, jaką miałam okazję zobaczyć. Przez rzekę przerzuconych jest kilka mostów (naliczyłam 10), w tym most Ponte Pietra, zbudowany w czasach cesarstwa rzymskiego i przeznaczony wyłącznie dla pieszych. Po sąsiedzku znajduje się gelateriia Ponte Pietra, za ladą gburowaty właściciel, ale najlepsze lody jakich próbowałam! Rożek z bacio (pokruszone orzechy laskowe w kremowej czekoladzie) będę długo wspominać.
A że noc jeszcze młoda…Lugana, czyli degustacja lokalnych win. W Weronie znajdziecie mnóstwo winotek, ja wybrałam Signorvino Verona, Corso Porta Nuova 2. Lokal nowoczesny, ale atmosfera kameralna, a w karcie przede wszystkim lokalne szczepy win w tym słynne Amarone della Valpolicella. Jest to czerwone wino suszone przed fermentacją od trzech do czterech miesięcy. Wino jest intensywnie czerwone z aromatami suszonych owoców, tytoniu i suszonych przypraw. Po degustacji obowiązkowe espresso. Włosi piją je nawet przed snem. Mi się przydało, ponieważ czekał mnie jeszcze 30-minutowy spacer do pensjonatu.
A rano cappuccino, cornetti i ciąg dalszy w rytmie dolce vita. Werona mnie urzekła, mam nadzieję, że po wizycie w tym mieście, będziecie mieli podobne wrażenia. A jeśli planujecie dłuższe wakacje…z Werony do miejscowości nad jeziorem Garda dojedziecie autobusem w 20 minut. Czyli przeniesiecie się z jednej cudownej baśni do drugiej…