Helsinki – z miłości do designu

Jadę do Helsinek! Wypoczynkowo! Choć zasadniejsze byłoby stwierdzenie: lecę! Prościutko z Ławicy do fińskiej stolicy. Całe lato pracowałam w pocie czoła, wcielając w życie wielkopolską zasadę pracy nieustawicznej, więc jesienią będę odpoczywać.

W myśl tego postanowienia – weekend nic nie robienia, z czymś smakowitym do zjedzenia. Decyduję się na Helsinki, których nigdy wcześniej nie widziałam. I znów wsiadam w Dwójkę przy Rynku Wildeckim, przesiadam się na Kapo w 148 i w pół godziny jestem na Ławicy, potem tylko godzina pięćdziesiąt minut lotu i ląduję na lotnisku Helsinki-Vantaa. I tradycyjnie „zdanżam na czas”! Choć w ten weekend nie zamierzam się nigdzie spieszyć.

Moim przewodnikiem po stolicy Finlandii będzie sam Alvar Aalto! No może nie osobiście, bo to akurat byłoby trudne, zważywszy, że od 45 lat przebywa w lepszym świecie. Architekt będzie moim estetycznym przewodnikiem. Mistrz Aalto to dla niewtajemniczonych jeden najsłynniejszych fińskich architektów, a zarazem pierwszy i najbardziej wpływowy twórca skandynawskiego modernizmu. Współzałożyciel, powstałego w 1935 r. przedsiębiorstwa Artek i mistrz giętej sklejki. W stolicy Finlandii znajduje się wiele jego architektonicznych dokonań, a ja kocham jego projekty!

Eksplorację Helsinek zaczynam od wizyty na Senaatintori czyli Placu Senackim. To najbardziej reprezentacyjne miejsce stolicy i idealny początek mojej helsińskiej przygody. Senaatintori otacza całe mnóstwo klasycystycznych perełek, nad którymi czuwa, niezmiennie od 1894 r., sam car Aleksander II. To pamiątka po 110 latach rosyjskiego panowania. Zaczynam od zachwytów nad budynku senatu, wybudowanym w 1822 r., w czasach Wielkiego Księstwa Finlandii, dziś siedziby premiera, choć w zasadzie pani premier. Tuż obok o dziesięć lat młodsza i równie piękna klasycystyczna bryła siedziba Uniwersytetu Helsińskiego. Nad Senaatintori góruje katedra luterańska do której prowadzą wspaniale schody. Przysiadam na nich zachwycona tym miejscem. Z tej perspektywy Helsinki przypominają nieco Petersburg.

Moim kolejnym punktem jest Kauppatori czyli Plac Targowy z widokiem na Bałtyk i mnóstwem straganów wypełnionych po brzegi jedzeniem i pamiątkami. Wśród asortymentu spożywczego niezliczone ilości ryb i… puszki z misiem. Wyglądem przypominają trochę radzieckie puszki z kawiorem, więc dopytuję sprzedawcę, z czym mam do czynienia. Okazuje się, że miś z etykietki stanowi także zawartość, bo to puszka z mięsem niedźwiedzia. Są też puszki z reniferkami i łosiami na etykietach, trzymając się analogii wnioskuje, że sympatyczne rogacze stanowią również ich zawartość. Cena puszki z misiem skutecznie zniechęca mnie do zakupów. Poluję zatem dalej, tyle, że na nieco inne stworzenia. Moim celem są MUMINKI! Bo Helsinki to ich miasto, a w zasadzie ich autorski, Tove Jansson. Muminkowe perypetie przetłumaczonych na przynajmniej 30 języków i wydano w milionach egzemplarzy. Na podobizny z sympatycznymi stworkami można wydać w Helsinkach majątek. Wiem, co mówię! Zaopatrzona w obłędną ilość mumików postanawiam coś zjeść i przysiadam w najbliższej knajpce. Pożywiam się lihapiirakką, jakkolwiek to się wymawia, to trzeba przyznać, że jest pyszne. Zaglądam jeszcze na helsiński dworzec główny, bardzo charakterystyczny budynek z początku XX w.

Sobotnie popołudnie spędzę ze skandynawskim designem. Zaledwie kwadrans spacerkiem od Placu Senackiego, na styku głównych ulic handlowych Helsinek, Aleksanterinkatu i Mannerheimintie, znajduje się największy dom towarowy Finlandii – Stockmann. Umarłam i trafiła do raju! Co prawda ilość moich ochów i achów nie przekłada się na możliwości zakupowe, ale jeden, mały wazonik i dwie poduszki jeszcze nikomu nie zaszkodziły.

Niedzielę rozpoczynam od zwiedzania Temppeliaukio czyli Skalnego Kościoła. Niesamowitej budowli zaprojektowanej i powstałej w latach 60-tych XX w. Jej autorami są bracia Suomalainem. To podziemny kościół, który został zbudowany wewnątrz masywnych, granitowanych skał, co zajęło aż dziewięć lat. Na zewnątrz widoczna jest jedynie miedziana kopuła. Wnętrze świątyni ma owalny kształt, nagie skalne ściany i sklepienie w postaci ogromnego dysku z miedzianego drutu. Do tego wpadające z 180 szklanych paneli, umieszczonych pomiędzy kopułą a ścianami, naturalne światło. Efekt jest niesamowity. To trzeba zobaczyć!

Pozostając w świątynnym klimacie postanawiam zobaczyć jeszcze największy sobór Zachodniej Europy czyli Sobór Uspieński. Czerwona fasada i złote kopuły robią wrażenie, podobnie jak wnętrze świątyni. Prawosławny sobór znajduje się w dzielnicy Katajanokka , która zachwyca mnie starą zabudową i wspaniałymi restauracjami.

Wracam na Senaatintori i po półgodzinnym spacerze docieram do Bed Bed Boy’a. Ma 8,5 m, niepokojący wyraz twarzy i wieczną potrzebę oddawania moczu. Rzeźba autorstwa Tommi Toija to ostatni punkt mojej wyprawy do jesiennych Helsinek.

Z wymarzonym Wazonem Savoy autorstwa mistrza Aalto, makowymi poduszkami by Marimekko, zestawem muminkowych podobizn i zdecydowanie bez konserwy z niedźwiedzia, wracam na Ławicę… a stamtąd już tylko dwudziestominutowa przejażdżka 148, następnie przesiadka na Kapo w Dwójkę, wysiadka przy Rynku Wildeckim i jestem w domu. I „zdanżam na czas” zostawiając za sobą cudowne chwile spędzone w Helsinkach, do których z pewnością jeszcze wrócę.

Autor: Beata Anna Święcicka
Cykl podróżniczy: Panna Be w podróży