Enfidha Tunezja
Tunezja-kraj wielu światów.
„W Tunezji wszędzie wyczuć się daje ręka starożytnego, cywilizowanego narodu, usiłująca przyłączyć ten spalony przez słońce kraj do wielkiej areny, gdzie walczył z naturą o dobrobyt, kulturę i efemeryczne szczęście człowiek” Antoni Ferdynand Ossendowski, Pod smaganiem samunu
Enfidha, malownicze miasto ukryte w sercu Tunezji, to klejnot Północnej Afryki. Położone nad bajkowym wybrzeżem Morza Śródziemnego urzekło mnie niesamowitymi krajobrazami, długimi piaszczystymi plażami, bogatą historią, wspaniałą kuchnią i gościnnymi ludźmi.
Przekonajcie się sami, z Poznania startują bezpośrednie loty czarterowe na lotnisko Enfidha.
Po przylocie zatrzymałam się w Dar Yessin Boutique Hotel, mój pokój wychodził na urocze patio, tonące w kwiatach i kojącej ciszy, a dokoła unosił się lekki zapach jaśminu. Wieczór witałam już na plaży, do której miałam tylko kilkanaście minut spacerem. Pływałam w ciepłym spokojnym morzu i czułam się jak nowo narodzona.
Następnego dnia egzotyczne, ale pyszne śniadanie, składające się z mięciutkiego chlebka tabun posypanego czarnuszką, oliwy z oliwek, pasty paprykowej harissa, odżdża (coś jak pomidorowa jajecznica z ostrą nutą) do tego miętowa herbata z prażonymi migdałami i byłam gotowa na poznanie okolicy.
Pierwsze kroki skierowałam do Musee d’Enfidha, które znajdowało się tuż przy moim hotelu. Znalazłam w nim wiele ciekawych eksponatów z historią i sztuką regionu: ceramikę w stylu romańskim, śliczne mozaiki, rzeźby i obrazy malowane przez tunezyjskich artystów.
Z muzeum przeszłam spacerem do Parku Friguia, który jest ogromnym ogrodem zoologicznym, a zwierzęta żyją tu wśród dzikiej przyrody. Spotkałam małpy, strusie, lwy, lamparty, flamingi, żyrafy i foki. Park organizuje pokazy artystyczne fok i delfinów, podczas których można zobaczyć ich zdolności i umiejętności. Ja jednak jestem przeciwna takim widowiskom, nawet jeśli ogród zoologiczny zapewnia o dobrostanie zwierząt.
Po przygodach w swiecie zwierząt trafiłam do gwarnego świata ludzi i ich spraw, czyli na tradycyjny suk. Wysokie kopce pachnących z dala przypraw, daktyle, fioletowe figi, różnokolorowe oliwki i oliwa z oliwek. W oczy rzuciła mi się mloukhia czyli juta kolorowa, zwana również szpinakiem egipskim. Miała piękny zielony kolor i aż się prosiła, żeby ją kupić, niestety nie miałabym gdzie jej przyrządzić. Spróbowałam za to kanapki z pastą daktylową i daktylowego likieru. Bardzo słodkie. Na pamiątką kupiłam konfiturę z fig, szafran, który jest najdroższą przyprawą na świecie, a w Tunezji kosztuje dużo mniej oraz moją ulubioną pastę harissa.
Z suku zeszłam na plażę z piaskiem miękkim i drobnym jak mąka i lazurową ciepłą wodą. Po kąpieli i lekturze wstąpiłam do niewielkiej mariny popatrzeć na odbijające się w wodzie światła. I mając taki widok przed sobą na tarasie Dar el Bay Restaurant zjadłam popularny w Tunezji brik. To nic innego jak trójkątny pierożek pełen gorącego nadzienia, smażony na gorącym tłuszczu. Mój był wypełniony ziemniakami, tuńczykiem i jajkiem. Pyszny, ale do tego bardzo sycący.
Nowy dzień i nowa przygoda. Autobusem miejskim (komunikacja publiczna w Tunezji jest dobrze zorganizowana) pojechałam do Parku Narodowego Aszkal, jednego z najpiękniejszych miejsc w okolicy Enfidha, które jest wpisane na Listę Swiatowego Dziedzictwa UNESCO. Park Narodowy Aszkal był dla mnie prawdziwym rajem i zapewne nim będzie dla wszystkich miłośników przyrody. W parku żyją objęte ochroną dzikie zwierzęta: antylopy,gazele, hieny, dziki, gady i mnóstwo ptaków, które zatrzymują się tutaj podczas swoich migracji. W parku spędziłam cudowny dzień, malownicze krajobrazy, kwiaty, drzewa, wszędzie bujna roślinność. Obserwowałam ptaki, dzikie kozy, zwinne i szybkie, rodzinę dzików z licznym potomstwem. Na terenie parku znajdują jeziora różowe. Nigdy wcześniej nie widziałam takiego przyrodniczego fenomenu. Patrzyłam zahipnotyzowana na niezwykły kolor wody. Jak się dowiedziałam zmienia ona kolor w zależności od pory roku i zawartości minerałów. Trudno mi było uwierzyć, że blady róż jest naprawdę naturalnym zabarwieniem jeziora.
Kolejny beztroski dzień i kolejna wycieczka. Tym razem wybrałam się autobusem do pobliskiego miasta Sousse. Wąskie uliczki jednej z piękniejszych medyn tej części świata (wpisanej na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO) zaprowadziły mnie do Café El Kasbah, która już z daleka przyciągnęła mój wzrok dekoracją niczym z „Baśni z tysiąca i jednej nocy”. Pokonałam trzy piętra schodów i znalazłam się na tarasie tonącym w egzotycznej roślinności. Roztaczał się z niego wspaniały widok na stare miasto i zatokę Sousse. Błogi spokój wieczornego życia medyny przerywały jedynie gołębie, zrywające się na dźwięk zawołań muezzinów. Już po chwili na stole pojawił się zestaw przystawek ze wspaniałą świeżą sałatką (slata mechouia). Drobno pokrojone pomidory, ogórki, zielone ostre papryczki skropione cytryną i oliwą, orzeźwiające po upalnym dniu. Podobnie jak sałatka z fetą w Grecji, to niepozorne danie jest jednym z wyróżników tunezyjskiej kuchni, słusznie zasługującym na uznanie. I podobnie jak w Grecji, smak zawdzięcza aromatycznym warzywom oraz wyśmienitej oliwie. Jako danie główne - kuskus charkaw z malutkimi rybami, z dodatkiem dyni, suszonych moreli, goździków i cynamonu. Feeria kolorów, zapachów, smaków!
W Sousse odwiedziłam też Dar Essid, tradycyjny dom tunezyjski, który został przekształcony w muzeum. Klimatyczne miejsce, gdzie mogłam się zanurzyć się w codzienne życie rodziny tunezyjskiej na przestrzeni ostatnich stuleci. Autentyczne meble, tkaniny oraz przedmioty codziennego użytku, pokazujące bogatą kulturę i historię Tunezji.
Wracając zatrzymałam się na godzinę w małej wiosce Takrouna w regionie Sahelu, położonej około sześciu kilometrów na zachód od Enfidhy. Wioska jest zbudowana na skale wznoszącej się na wysokość 200 metrów i dominującej nad otaczającą równiną. Z góry miałam oszałamiający widok na zatokę Hammamet, Hergla i Sousse na wschodzie, Jebel Zaghouan na północy i równinę Kairouan na południu.
Dawniej w wiosce żyła rdzenna ludność Berberii, dzisiaj mieszka tutaj zaledwie sześć rodzin pochodzenia berberyjskiego, utrzymujących się z rolnictwa i tkactwa. Nie mogłam oderwać oczu od orientalnych dywanów i kupiłam jeden malutki, w nadziei, że okaże się latający.
Pochodzący z Takrouny pisarz i folklorysta Abderrahman Guiga opracował zbiór arabskiej literatury ustnej Tekst of Takrouna, bardzo żałowałam, że z powodu nieznajomości języka, nie mogłam przeczytać zapewne fascynujących podań zebranych w ośmiu tomach.
Z Tunezji oprócz aromatycznych przypraw przywiozłam berberyjski dywanik, który mam nadzieję okaże się latającym i zabierze mnie w kolejne podróże. A nawet jeśli nie, to na pewno przywoła wspomnienia ze słonecznych wakacji w Tunezji, kraju wielu światów.