Billund

Planowanie podróży do Danii i Legolandu zaczęliśmy już kilka miesięcy wcześniej. Na pomysł wpadli nasi synowie, którzy zawsze chcieli odwiedzić krainę swoich zabawek. Realizację umożliwiły tanie loty Ryanaira do Billund i to prosto z Poznania.

 

Stolica światowego Lego jest niedużą miejscowością, która nawet w deszczu, jaki towarzyszył nam w niektóre dni robiła malownicze wrażenie. Pierwsze trzy noce zostaliśmy zakwaterowani w domku na terenie małego osiedla przynależnego do Legolandu. Małe domki wprawiły w zachwyt naszych synów. Figurki Lego i znane elementy z kolekcji Nindiago sprawiły że do późnej nocy nie mogli zasnąć. A następnego dnia czekało nas zwiedzanie parku wodnej rozrywki.

Park jest zbudowany na prawie dwóch hektarach i ma ponad 6 pięter wysokości. To dużo miejsca, żeby zbudować mnóstwo zjeżdżalni, które będą zapierać dech w piersi. W ofercie znajdują się atrakcje zarówno dla najmłodszych, jak i tych starszych, dla których przeznaczone są najwyższe zadaszone zjeżdżalnie. Słowem – dla każdego coś miłego.

Billund 1

Po całym dniu zabawy zrobiliśmy krótką listę najciekawszych atrakcji i na miejscu pierwszym znalazła się zjeżdżalnia pontonowa na cztery osoby. Żeby z niej skorzystać trzeba wciągnąć sporych rozmiarów ponton na 6. piętro. Zajmuje to około 4 minut, ale naprawdę warto. Ponton praktycznie spada w ułamku sekundy do wielkiego lejka, a następnie do dużej rury, którą spadamy niżej. Cała podróż zajmuje nam kilka sekund, ale wrażenie spadania pozostaje na długo.

Drugie miejsce zajęła atrakcja w całości napędzana wodą. Nieustannie przelewająca się woda z wiadra do najróżniejszych beczek tworzy konstrukcję, która przypomina kreatywny park rozrywki. Trzecie miejsce ex-aequo zajmują cztery zjeżdżalnie, których jedynym zadaniem jest wzbudzenie w nas strachu.

Billund 2

Będąc w parku należy przygotować się na spore wydatki… gastronomiczne. Na terenie obiektu znajduje się jedna restauracja, która korzysta ze swojej pozycji i winduje ceny. Wiadomo jednak, że na takich wyjazdach trzeba się z tym liczyć, dlatego polecamy porządne śniadanie w hotelu.

Następnego dnia odwiedziliśmy cel naszej podróży, czyli Legoland. Miejsce marzeń każdego nastolatka i – jak się okazało – chyba każdego dorosłego.

Moc atrakcji, zjeżdżalni, konstrukcji z Lego, wystaw, kin, restauracji sprawia, że jeden dzień wydaje się stanowczo za krótki. Ciągle rozwijającym się Legolandzie na szczególną uwagę zasługuje kilka atrakcji. Pierwszą z nich jest gigantyczna wystawa budynków z całego świata. Można się dopatrzyć konstrukcji z Holandii, angielskich klimatów i najsłynniejszych zabytków. Wystawa przyciąga dużą grupę zwiedzających, a dbałość o szczegóły sprawia, że można spędzić tam długie godziny, jednak ze względu na to że byliśmy z dziećmi, które mają nieco mniej cierpliwości niż dorośli, trzeba było się spieszyć.

Ważnym miejscem dla każdego nastolatka jest centrum ruchu ulicznego, gdzie można zdać egzamin na prawo jazdy (które obowiązuje oczywiście tylko w Legolandzie :) ).

Billund 3

Na dużą uwagę zasługują atrakcje dla starszych dzieci. Kolejka górska zapiera dech w piersiach, a kino 7D robi duże wrażenie. Warto także skorzystać z atrakcji wodnych. Wszystkie, choć wyglądają na takie, gdzie się mocno zmoczymy to na pewno niczym takim nie grożą. Oferta jest bogata i z pewnością jest z czego wybierać – powolne łódki dla najmłodszych, indiańskie czuła spadające z wysokości drugiego piętra, a także szybkie młyńskie koła i motorówki, które zapewnią wysoki poziom adrenaliny najstarszym gościom.

Legolandu na pewno nie można zwiedzić w jeden dzień. Potrzebne są minimum dwa, a nawet trzy, co oznacza nieco większy wydatek dla rodziny. Miejsce jest jednak warte swojej ceny, ponieważ wspomnienia pozostają na długo.

Następnego dnia wybraliśmy się na wycieczkę po okolicznych atrakcjach turystycznych. Na pierwszy cel podróży wybraliśmy autentyczną starą wioskę wikingów. Od Billund jest oddalona o około 50 km. Wioskę warto zwiedzić ze względu na wierne odwzorowanie stylu życia mieszkańców średniowiecznej Danii. W tamtych czasach mieszkańcy utrzymywali się głównie z łowiectwa, rybactwa, i prostego rzemiosła. Były ty ludy osadnicze, które jak na tamten czas dużo większą uwagę przywiązywały do estetyki i… mody. Ubrania były często barwione naturalnymi farbami, a kobiety zręcznie tworzyły kolorową biżuterię.

Z wioski wikingów przenieśliśmy się na pomorze, które, mimo że też graniczy z Bałtykiem to jest zgoła inne niż w Polsce. Bardzo szerokie rozlewiskowe plaże tworzą piękne krajobrazy, które kojarzą się tylko ze Skandynawią. Największe wrażenie robią maleńkie kolorowe domki, które przykuwają uwagę swoją dbałością o estetykę i porządek. Całość duńskiej wsi robi wrażenie pierwowzoru dla producentów Lego.

W drodze powrotnej postanowiliśmy odwiedzić średniowieczny zamek w miejscowości Kolding. Obiekt starannie odrestaurowany jest bardziej otwarty na zwiedzających niż podobne konstrukcje w Polsce. Pierwszy raz spotkaliśmy się z sytuacją, by wnętrze było zagospodarowane w sposób nowoczesny. W głównej sali wznosi się konstrukcja, po której można wejść na najwyższe kondygnacje zamku dotykając ręką sufitu. W obiekcie znajduje się sala z wyjątkowo cennymi eksponatami. Można z bliska oglądać insygnia królewskie czy zegarek Winstona Cherchila, który nosił w czasie wojny.

Na ostatni dzień podróży zaplanowaliśmy zwiedzanie obiektu, który został oddany do użytku kilka lat temu. Lego House to najnowocześniejsze „laboratorium” zabawy dla wszystkich pasjonatów Lego. Nie sposób być w Billund i nie odwiedzić tego obiektu. Można zwiedzać muzeum historii oglądając z bliska pierwsze klocki, czy poznać sylwetki twórców firmy Lego. Budynek jest ultranowoczesny, a przez wszystkie piętra wznosi się drzewo w całości zbudowane z 2 milionów klocków Lego.

Nasza krótka podróż zakończyła się zwiedzaniem samej miejscowości Billund. Całość robi wrażenie bardzo uporządkowanego dużego osiedla. Nie ma różnorodności w budownictwie, a jedyne konstrukcje, które wybijają się na tle małych malowniczych domków to fabryka Lego i bardzo duże lotnisko.

Wypad uważamy za udany - zadowoleni byliśmy zarówno my, jak i nasze dzieci. Tanie loty - i to nawet za kilkadziesiąt złotych w jedną stronę - na pewno są dużym plusem, bo na miejscu trzeba liczyć się z większym wydatkiem. Wygodne było to, że mogliśmy tam polecieć prosto z Poznania i nie trzeba było martwić się transportem, walizkami, ani tym, że dzieciaki będą zbyt zmęczone po podróży.