Agadir-początek marokańskiej przygody.
„Urzeka kolorami, kusi zapachami, oplata wszystkie zmysły. Maroka się nie zwiedza, ten kraj trzeba doświadczyć, zasmakować, dotknąć, poznać jego historię i zatrzymać cząstkę w sercu” Patrick Modiano.
Uważa się, że Hollywood jest światowym centrum kinematografii. Ale to właśnie do Maroka przybywają najwięksi reżyserowie z „Fabryki Snów”, by znaleźć idealne kadry dla swoich superprodukcji. Powstawały tutaj najbardziej kasowe projekty filmowe, oglądane na całym świecie: „Lawrence z Arabii”, kultowa „Casablanca”, „Aleksander”, „Królestwo Niebieskie”, „Gladiator”, „Faceci w czerni”, kilka epizodów serialu „Gra o Tron”. Niesamowite krajobrazy, zabytkowe medyny, urzekające kolorami miasta, pustynia otoczona górami Atlas i bezkresny ocean sprawiają, że tutaj scenerii się nie buduje. Ona została już stworzona przez naturę i mieszkańców kraju. Jeżeli chcecie poczuć się jak aktorzy na planie filmowym, czas na wakacje w Maroko. Tym bardziej, że do Agadiru, marokańskiego kurortu leżącego przy Oceanie Atlantyckim startują bezpośrednie loty czarterowe z Poznania.
Agadir, nazywany Miami Maroka to nowoczesne, kosmopolityczne miasto z bogatą historią położone pośród zielonych dolin regionu Sus-Massa, z majestatycznym pasmem górskim Antyatlasu wznoszącym się za nim. Jedną z największych atrakcji Agadiru jest przepiękna, długa (10 km) plaża w kształcie półksiężyca. Tego właśnie potrzebowałam. Słońca, oceanu, kąpieli i długich spacerów po rozgrzanym piasku. Zatrzymałam się w hotelu Soul Surf House, z którego miałam bardzo blisko do plaży. Przez pierwsze dni oddawałam się dolce far niente, lekturze i kąpielom. Sprzyjała temu relaksująca atmosfera, jaka panuje w kurorcie. Tutaj nikt się nie spieszy, a czas płynie jakby wolniej. W trakcie przechadzek wzdłuż plaży znalazłam kilka miejsc idealnych do surfowania, takich jak Devil’s Rock, Imesouane Bay i Ankhor Point. Wypożyczyłam deskę, ogromne fale i wspaniała zabawa, w moim przypadku w bardzo amatorskim wykonaniu.
Kiedy nacieszyłam się słońcem i wodą postanowiłam poznać miasto i skorzystałam z kolejki Hop on Hop off. Kolejka odjeżdża z placu naprzeciwko Agadir Birds Valley.
Hop on i miałam okazję zobaczyć dzielnicę willową Agadiru, domy w śródziemnomorskim stylu oplecione czerwonymi i różowymi kwiatami, Marinę Port de Plaisance, meczet w centrum miasta, ogrody królewskie, główną promenadę i zachowałam siły na wejście na szczyt wzgórza Kasbah na północnym krańcu zatoki. Kasbah – znana również jako Agadir Oufella – została zbudowana przez sułtana Saadytów Mahometa w XVI wieku i jest jedynym ocalałym po trzęsieniu ziemi zabytkiem w mieście. Tutaj znajdowały się pierwsze obwarowania miasta, z których do dzisiaj pozostały tylko ruiny. Ze szczytu rozciąga się wspaniała panorama Agadiru i okolicy. Zahipnotyzowana patrzyłam na ocean, pasma górskie, zielone wąwozy i doliny.
Następnego dnia znowu ruszyłam na spacer po mieście, tym razem już bez wsiadania do kolejki i trafiłam do parku zoologicznego Crocoparc. To atrakcja skierowana głównie do rodzin z dziećmi, ale ja już mocno dorosła miałam spora frajdę. Krokodyle, żółwie, legwany, węże, małpki. Park ma świetne laboratorium, zobaczyłam w nim jak wykluwają się krokodyle (takie nowo narodzone wydają się całkiem sympatyczne) i jak wychowują małe żółwie.
Z Crocopark miałam tylko kilka minut spacerem do Souk El Had. To lokalny bazar, kolorowy, gwarny, działający na wszystkie zmysły. Na straganach warzywa, owoce, słodycze, wyroby skórzane, biżuteria, dywany, tkaniny, aromatyczne przyprawy. Przewodniki radzą, żeby na marokańskich sukach się targować, podobno należy to do dobrego tonu. Słabo opanowałam tę umiejętność, ale przezwyciężyłam nieśmiałość i udało mi kupić prawdziwy marokański olej arganowy i marokańskie przyprawy: cynamon, kmin i mieszankę ras el hanout.
Niedaleko bazaru Souk El Had znajduje się Marina Agadiru Port de Plaisance. To miejsce dość luksusowe. Zacumowane jachty, sklepy europejskich ekskluzywnych marek i drogie restauracje. Ale na tyłach Mariny mieści się port rybacki. Miejsce całkowicie oddaje klimat programów z cyklu „Bez rezerwacji” Anthony’ego Bourdaina. Malutkie kuchnie, plastikowe krzesełka, unoszący się w powietrzu dym z grilli, biegajace między nogami koty, grajkowie na przedziwnych instrumentach przenoszący się z knajpki do knajpki wyczekujący choć na kilkanaście dirhamów. Jadają tu przede wszystkim prawie sami miejscowi. Za rekomendacją znalezioną na blogu podróżniczym udałam się się do „budki” numer 27. I nie pożałowałam. Na przystawkę dostałam tzw. coperto czyli bagietkę, sałatkę z pomidorów, cebuli i pietruszki oraz dwa sosy ostrą harissę i łagodny majonezowy. A na danie główne grillowaną doradę i solę, przybrane tylko cytryną i natką pietruszki. Świeże, pyszne, lekkie. Urok prostoty.
Kolejny beztroski dzień i kolejna przygoda…Z Agadiru pojechałam autobusem (około godziny) do Paradise Valley. Z parkingu do Rajskiej Doliny trzeba dojść pieszo. Trasa nie jest wymagająca, ale warto zabrać pełne obuwie, bo w kilku miejscach jest stromo. Spacer był urozmaicony, momentami przeskakiwałam przez kamienie czy worki z piaskiem ułożone w korycie rzeki. Co chwilę mijałam restauracje z krzesełkami i parasolkami w wodzie. Trudno było się oprzeć. Zrobiłam przerwę na świeży sok pomarańczowy i miętową herbatę. Sok pomarańczowy nigdzie nie smakuje tak jak w Maroko! W każdej restauracji, kawiarni, na stoiskach ulicznych sokowirówka jest w ciągłym użyciu, a kosze pomarańczy można spotkać wszędzie.
Kiedy dotarłam, rajska dolina mnie urzekła. Prawdziwa oaza pośród wzgórz i kamieni. Otoczone skałami i porośnięte palmami naturalne baseny oraz niewielkie zachwycające wodospady. Ponieważ woda w zbiornikach jest dość głęboka śmiałkowie skaczą do niej z kilkunastometrowych skał. Ja się nie odważyłam, ale i tak miałam satysfakcję. Kąpałam się w raju. W drodze powrotnej zatrzymałam się w jednej z restauracji na trasie, skuszona zapachami wydobywającymi się z tadżinów. Kuskus z warzywami zjedzony pod palmami na stole zanurzonym w rzece smakował wyjątkowo.
Na koniec pobytu w Agadirze pojechałam na wycieczkę z miejscowego biura turystycznego do Essaouiry. Ta miejscowość skradła moje serce. Wąskie uliczki, stragany, biało-niebieskie marokańskie domy. Podobnie jak w Marrakeszu, chcąc wybudować tutaj dom trzeba się dostosować do wymogów kolorystycznych. I nawet Coca-Cola musiała się do tej zasady dopasować. To jedyne miejsce na świecie, gdzie logo marki widnieje na niebieskim tle! Zachód słońca oglądany z murów miasta, wielkie fale rozbijające się o brzeg – do tej pory to wspomnienie wywołuje uśmiech na mojej twarzy. Medyna Essaouiry (najstarsza część miasta) jest wpisana na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Odwiedziłam również port, trochę brudny, pachnący rybami, ale przez to autentyczny i fascynujący. Paul Bowles, który dobrze poznał Maroko napisał w swojej książce Bez Ustanku-Autobiografia: „jak każdy romantyk żywiłem niejasną pewność, że dotrę kiedyś do romantycznego miejsca, które ujawniając mi swoje tajemnice, obdarzy mnie mądrością i ekstazą”. Dla mnie takim magicznym punktem stała się Essaouira.
Piaszczyste plaże, ocean, góry, wycieczki na pustynię, królewskie ogrody, przyjaźni i gościnni mieszkańcy, pyszne jedzenie- Agadir to idealne miejsce na wspaniałe wakacje.